czwartek, 2 sierpnia 2007

Days: 9, 10, 11, 12 - Paris w skrocie

Dzien 9:
Pierwsze godziny w Paryzu nie byly z pewnoscia wymarzone ;) bylismy glodni, wiec w informacji turystycznej poprosilismy o wskazanie jakiegos centrum handlowego z Carrefour. Mily Pan, ktory swietnie mowil po angielsku (co nas zaskoczylo) wskazal nam na mapce metra 2 miejsca. Wybralismy to blizsze. Wczesniej pojechalismy do hoteliku zostawic bagaze. Hotelik znalezlismy bez problemu, obsluga bardzo mila (tez mowili po angielsku!). Niestety nasz pokoj mial byc gotowy za 3 godziny, wiec zostawilismy nasze megaplecaki i wyruszylismy na podboj hipermarketu.
Teraz wiemy, ze to bylo tak, jakbysmy przyjechawszy do Warszawy zostawili plecaki i pojechali na zakupy do Carrefoura, do ktorego trzeba dojsc przez Stadion X-lecia... Musielismy przejsc przez koszmarny bazar pelen imigrantow, ktorzy zachowywali sie tak, jakby pierwszy raz w zyciu widzieli blondynke... Bardzo nieprzyjemnie. W sklepie wydalismy tylko 4 euro, ale... kupilismy jakies czekoladki z bialym nalotem (chyba czekoladopodobne) i wymarzona bagietke...bez soli!!! ble. byla paskudna. Zrazilismy sie do tego Carrefoura i chcielismy jak najszybciej uciec.
Zjedlismy nasz super-wypasiony lunch w ogrodzie niedaleko naszego hotelu. Pokoj okazal sie byc ok. Cichy i czysty. Wiecej komplementow nie sa sie wymyslec, ale jest ok. Miniaturowy prysznic na korytarzu.
Tego dnia przeszlismy sie obok Luwru (to byly pierwsze mile chwile w tym miescie). Potem przez cudowny Park Uciech az do Luku Triumfalnego (po drodze zakorkowany plac Concorde). Wdrapalismy sie na taras widokowy na Luku - piekny Paryz, caly w sloncu.
Potem szukalismy taniej pizzy, ale chyba trafilismy na zla dzielnice (same sklepy Prada, Chanel, Dior) - pizza margharita = jedyne 15 euro. Wrocilismy do hotelu na zasluzony odpoczynek.


Dzien 10:
Wstalismy o 12 :)) juz nie mielismy dziwnych pomyslow z Carrefourami. Na sniadanko zjedlismy przyszne Crepes (nalesniki) z nutella :) mniam. Smaza nalesnika na oczach i zawijaja w fajny rozek na wynos. Potem poszlismy pod wieze Eiffla - jest ogromna, a kolejki okalajace kazdy z 4 filarow sa jeszcze wieksze :) wiec sobie odpuscilismy wchodzenie. Odwiedzilismy muzeum sztuki dekoracyjnej, w ktorym jedyna fajna czescia bylo pietro o reklamach. Znalezlismy super-tania Pizze za 6,50 - z pysznym serem, szynka i swieza papryka oraz pomidorkiem. Mniam.

Dzien 11:
Montmartre - to pozostawiam Gosi na oddzielna notke. Byla zachwycona! Mi tez sie podobalo :) ale nozki bola jeszcze dzis. Wieczorem zaliczylismy Luwr i Mona Lise.

Dzien 12:
Stary Paryz - Iles de Cite z Notre Dame i St. Chapelle. Wczesniej dzielnica Lacinska z Sorbona i Panteonem (jest w nim grob Marii Sklodowskiej-Curie).

Teraz planujemy kolejny dzien, ktory bedzie troszke meczacy, ale napiszemy o tym pozniej, bo konczy nam sie czas.

Buziaki

Brak komentarzy: